Kto z Was może powiedzieć, że zawsze chce mu się zrobić trening? Chyba nikt. Czasem zdarza się dzień, kiedy jesteśmy bardziej zmęczeni, boli nas głowa albo po prostu nasza motywacja kuleje. Zdarzało się, że odpuszczałam trening z lenistwa. I pewnie będzie się zdarzać. Ale staram się z tym walczyć.
Najmniejsze problemy z wyjściem na trening mam gdy wszystko już było ustalone wcześniej.
Zazwyczaj wiem, że tego dnia muszę zrobić trening i po prostu rano wyznaczam godzinę. Wtedy gdy na zegarku pojawia się dajmy na to 17:00, ubieram się i wychodzę. Nie myślę, nie zastanawiam się, czy chce mi się, czy nie. Wiem, że to najgorsze, co mogę zrobić.
Zazwyczaj wiem, że tego dnia muszę zrobić trening i po prostu rano wyznaczam godzinę. Wtedy gdy na zegarku pojawia się dajmy na to 17:00, ubieram się i wychodzę. Nie myślę, nie zastanawiam się, czy chce mi się, czy nie. Wiem, że to najgorsze, co mogę zrobić.
Czasem, gdy poziom lenistwa wykracza poza normę, odpalam youtuba i oglądam jakiś krótki filmik o bieganiu, a najlepiej o zawodach. Ostatnio mam ulubiony z relacją z biegu przeszkodowego ;)
Kolejnym dobrym sposobem jest umówienie się ze znajomymi, że do 20 wszyscy robicie trening. I wtedy nie ma opcji, nie chce mi się. Co, ja będę gorszy?! A satysfakcja, gdy okaże się, że tylko Ty coś zrobiłeś, bezcenna. Jedynym minusem jest gdy taka sytuacja powtarza się dość często. Wtedy następuje efekt odwrotny do oczekiwanego: Umówiliśmy się na trening, ale tak mi się nie chce. Ostatnio też tylko ja ćwiczyłem, to teraz pewnie będzie podobnie. To dzisiaj odpuszczę i jutro coś zrobię. I w ten sposób pozbawiasz się całej motywacji.
Podobno dobrym pomysłem jest przeglądanie medali i numerów startowych przed treningiem, jeśli nie mamy ochoty w ogóle wychodzić z domu. Nigdy tego nie próbowałam, ale faktycznie może to być niezły zastrzyk motywacji.
Od kilku miesięcy wyznaję zasadę: Mogę zaakceptować porażkę, ale nie brak próby. Dlatego jeśli nie najlepiej się czuję, obiecuję sobie, że biegnę 10 minut i jeśli będzie bardzo źle, wracam do domu. Zazwyczaj nie jest to trening z rodzaju tych: lecę na skrzydłach, ale mimo wszystko dociągam go chociaż do 30 minut.
Modyfikacje wprowadzam też, gdy pogoda jest niesprzyjająca. Temperatura mi nie przeszkadza i zakres od -10 stopni do 30-stopniowego upału jest mi nie straszny. Jeśli temperatura zbliża się do którejś z granic, robię trening delikatnie lżejszy żeby się nie zajechać.
Większe problemy mam natomiast przy padającym deszczu. I o ile mżawka mi nie przeszkadza, to regularny opad jest już dość problematyczny, szczególnie, gdy na termometrze widać 5 stopni. Moja wiatrówka wytrzymuje mniej więcej 20-30 minut, zależnie od intensywności deszczu. I przy niskiej temperaturze takie połączenie jest nieprzyjemne i niestety niesie ze sobą ryzyko przeziębienia. Mogłabym bym kupić sobie kurtkę przeciwdeszczową, ale okazja na jej użycie pojawiałaby się może 3-4 razy w ciągu roku. To ja już wolę kupić sobie nowe buty ;)
Podsumowując, nie ma jednego sprawdzonego sposobu na radzenie sobie z lenistwem. Musisz wypracować sobie własną listę motywatorów. Pamiętaj, że czasem to słynne nie chce mi się jest sygnałem od Twojego organizmu, że coś jest nie tak. Wtedy warto zmodyfikować trening, a nawet odpuścić. Ale zazwyczaj jest to po prostu lenistwo, które musimy zwalczyć.
A jakie są Wasze sposoby na lenia? Zdarza Wam się z nim przegrać?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz