Miniony tydzień mogę zdecydowanie zaliczyć do udanych.
W poniedziałek szybki bieg na 3 km. Pokazał mi, że jeszcze jakieś resztki kondycji są, aczkolwiek nie jest dobrze. Noga nie zgłaszała żadnych protestów.
We wtorek trening siłowy. Znowu 3 serie po 12 burpeesów. Jest szansa, że do 19 czerwca dojdę do 20.
W środę, czwartek i piątek niestety nie miałam zupełnie czasu, więc czwartkowy trening niestety mi wypadł.
W sobotę był trening szybkościowy, który o dziwo poszedł mi bardzo dobrze. Nogi chętnie współpracowały i łatwo szło mi osiąganie wysokich prędkości. Potem spędziłam jeszcze półtorej godziny na grze w badmintona. Jeśli grasz na punkty, naprawdę można się zmęczyć. Dobrze, że boisko do badmintona jest mniejsze niż do siatkówki ;)
W niedzielę uprawiałam swoisty duathlon na własnych zasadach. Dojechałam na miejsce zbiórki rowerem, przebiegłam 4 km w terenie iście górskim i przejechałam rowerem jako support i motywator z moją przyjaciółką kolejne 12 km. Drugiej tury biegania nie było, choć pokusa mocno dawała mi się we znaki.
Z nogą jest lepiej. Dzisiaj myślę, że dałabym radę zrobić nawet 6 km, ale nie chcę przegiąć. Tym bardziej, że te 4 km były po bardzo wymagającym terenie. Szczególnie zbiegi, na których powoli staczałam się w dół, a nie - jak zazwyczaj - gnałam na łeb na szyję. Boli, ale to była jedna z przyczyn kontuzji. Więc trzeba się od tego odzwyczaić. A przynajmniej do momentu aż wzmocnię nogi.
W przyszłym tygodniu planuję przebiec 5 km. Po płaskim. Wszystko powoli, bez szaleństw i bezpiecznie.
No i w tym tygodniu wreszcie wyrobiłam normę rozciągania!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz