W czwartek rano (właściwie to jeszcze w nocy) wyjechałam z rodziną w góry. Kierunek Rabka-Zdrój.
Jeszcze tego samego dnia ruszyliśmy na pierwszą wycieczkę na Luboń Wielki. Relację możesz przeczytać tu. Ponad 15 km, razem 6 godzin chodzenia. Jak wróciłam do domu, padłam na łóżko. Moje nogi miały stanowczo dość.
W piątek spokojny spacer po Rabce, trochę zwiedzania, trochę zakupów. Główny cel: rozchodzić obolałe mięśnie.
A dzisiaj w planach było 25 km na Turbacz. I co? Gucio... Jak na złość wszystkie prognozy pogody zgodnie twierdziły, że już od samego rana będą pojawiać się dość gwałtowne burze. W takiej sytuacji zrezygnowaliśmy z wycieczki, bo nawet przy starcie o 8, wrócilibyśmy do samochodu po 16.
Czy słusznie? I tak, i nie. Gdybyśmy zrealizowali krótszy wariant - 5h - prawdopodobnie udałoby nam się zdążyć przed pierwszymi grzmotami. Gdybyśmy jednak zdecydowali się na pierwotną wersję, ostatnie dwie godziny szlibyśmy przy pomrukach burzy.
Tak więc dzisiejszy dzień zakończył się znów spacerem po mieście.
Ogólny bilans wyjazdu to ponad 30 km chodzenia. Zamiast 60 km. I jak tu nie kochać pogody...???
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz