poniedziałek, 5 września 2016

Podsumowanie sierpnia

Podsumowanie sierpnia


Sierpień był miesiącem odpoczynku od zaplanowanych treningów. Ćwiczyłam kiedy mogłam i kiedy miałam ochotę. I o dziwo wcale nie było tego mało ;)

W pierwszym tygodniu było jedno bieganie i dwa wyjazdy na rower. Rekreacyjnie, w towarzystwie.



Następne dziesięć dni spędziłam w górach. Tym razem w Wiśle w Beskidzie Śląskim. Najwyższymi szczytami była Czantoria i Kiczory. Nie powiem, było ładnie, ale jednak pozostaję przy stwierdzeniu, że dla mnie są to pagórki. Spore, akurat żeby trochę pochodzić, ale zbyt małe aby poczuć znajome zmęczenie z wyższych gór.

W sumie przeszliśmy ponad 80 km.

 I nie mogę zapomnieć jeszcze o mojej pierwszej wyprawie w góry na rowerze. Jest to doskonały przykład, że jeśli Asia się uprze, to choćby nie wiem co, po prostu to zrobi. Obszerniejszą relację z tego wypadu planuje na następny post, więc nie będę się teraz rozdrabniać.

Powiem tylko tyle: Kolarstwo górskie jest bardziej męczące od biegania. Daje niesamowitą frajdę mimo kilkunastu prawie-gleb (wszystko przez wysoką męską ramę, do której nie jestem przyzwyczajona). W każdym razie wszyscy żyją ;)

Od piątku do niedzieli, zaraz po przyjeździe, pomagałam przy warszawskim Runmageddonie (tak, o tym też będzie post!)

Po tych trzech dniach byłam mocno zmęczona, więc moim głównym zajęciem w poniedziałek było lenienie się.

We wtorek zrobiłam pierwszy raz od dość dawna (może nawet bardzo dawna...) trening ogólnorozwojowy. I powiem tyle, czas znowu zacząć ćwiczyć.

W czwartek było bieganie, w niedzielę niestety trening wypadł, bo w ostatnim momencie postanowiłam pojechać na Memoriał Kamili Skolimowskiej (o którym pisałam tu)

Poniedziałkowy trening był katastrofą. Dawno nie miałam takiej kolki, która nie pozwalała się wyprostować, a co dopiero biegać. Tak więc po 12 minutach wróciłam spacerkiem do domu.

W środę czując nadchodzącą szkołę i brak wolnego czasu wybrałam się na rower. Z planowanej godzinki zrobiły się ponad 3 (z czego przez jakieś półgodziny pchałam rower przez piachy.) I ponad 30 km na liczniku wybiło nie wiem kiedy.

I jak tu się nie zatrzymać?

Sierpień nie był może jakiś super sportowy, ale takie było założenie. Nacieszyć się słońcem, latem i nie stracić formy (która i tak jest marna). 

Przez chwilę po głowie chodził mi start w Biegu Niepodległości na 10 km. Ale kilka treningów po drodze wypadło, po pierwszych dwóch dniach już wiem, że do maja czeka mnie mnóstwo pracy. I nie wiem, czy coś z tego będzie. Zobaczymy ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz