Luty, jak przystało na luty, wreszcie był zimowy. Z jednej strony super, śnieg, mróz, coś czego nie było od kilku lat. Ale pod koniec lutego to już było raczej: znowu śnieg... Ile można?! Chcę wiosny!
W związku ze smogiem i mnóstwem rzeczy do zrobienia, biegania nie było prawie w ogóle. Coś tam na bieżni, czasem coś na rozgrzewkę, ale nazwanie tego treningiem byłoby znacznym nadużyciem.
Z pozytywów, w lutym wpadło 6 treningów na siłowni. Jestem z tego naprawdę dumna, bo przyda się trochę siły. Z radością stwierdzam też, że podciąnięcie się na drążku jest coraz bliżej! Co przy braku drążka w domu jest całkiem niezłym osiągnięciem.
Oprócz tego było trochę grania w badmintona, trochę gier zespołowych. Serio, nie myślałam, że badminton może tak zmasakrować wszystkie mięśnie ;) Ale przy graniu na punkty, kiedy walczy się zaciekle o każdą lotkę, jest w sumie łatwe do wytłumaczenia.
Podsumowując, jestem bardzo zadowolona z tego miesiąca. A marzec zapowiada się jeszcze lepiej, bo wczoraj oficjalnie rozpoczęłam sezon rowerowy!
Gratuluję! Mi kiepsko wypadł luty z powodu ciągnącego się śniegu. Nawet nie dało się chodzić po oblodzonych chodnikach. Będę musiał nadrobić kilometry w marcu.
OdpowiedzUsuńintrowerzysta.blogspot.com
Dzięki! Oj tak, niestety śnieg, a szczególnie lód, może zamienić każdy trening w walkę o przetrwanie... Chociaż i tak wolę to od biegania na bieżni ;)
Usuń