Strony
▼
wtorek, 20 września 2016
Wolontariat w Runmageddonie, czyli jak wygląda piekło od środka. Część II
Dzisiaj część druga opowieści o tym jak zostałam wolontariuszką na Runmageddonie. Jeśli nie czytaliście pierwszej, najpierw klik, a potem dopiero wróćcie tutaj.
Dla przypomnienia, mamy piątek, godzina 14:00, pierwsze osoby przychodzą po pakiet startowy.
Na wejściu stoją dwie sierotki, które nie bardzo wiedzą co robić, więc profilaktycznie odzywają się tylko zapytane (tak, tak, to my ;)). Na początku to zdaje egzamin, ale szybko staje się niewystarczające. Ludzi przybywa.
Nasza koordynatorka rozdziela nas. Monika staje przy samym wejściu, ja kilka metrów dalej. Zadania są jasne: informować ludzi żeby najpierw brali oświadczenia, a potem szli do weryfikacji i żeby nie przepuszczać ludzi do przestrzeni dla mediów. Tylko tyle i aż tyle.
W praktyce robiłyśmy jeszcze pewnie z tysiąc innych rzeczy. Wskazywanie drogi, udzielanie informacji, zgłaszanie problemów do organizatorów. Później także pisanie numerów (i nie tylko ;)) na policzkach i liczenie oświadczeń.
Wieczorem bolały mnie nogi, czułam cały kręgosłup i naprawdę nie widziałam siebie za dwa dni. I do tego zero przerwy. Od 14 do 21 na nogach, z przerwą 7 minut na zjedzenie drożdżówki, którą, na szczęście, zabrałam ze sobą z domu.
piątek, 16 września 2016
Wolontariat w Runmageddonie, czyli jak wygląda piekło od środka. Część 1
Wolontariat w Runmageddonie, czyli jak wygląda piekło od środka. Część 1
20 i 21 sierpnia nad Zalewem Bardowskiego odbył się warszawski Runmageddon. Mogę z radością oznajmić, że również ja pomogłam w organizacji biegu. Jak? Ano byłam wolontariuszką. Organizatorzy obiecują: BĘDZIE PIEKŁO! Zobaczmy więc, czy było.
Najpierw kilka słów o tym, skąd się wziął w ogóle taki pomysł.
Po pierwsze, zawsze chciałam pomóc przy jakimś biegu, ale zawsze ogarniałam się za późno.
Przykład: maraton.
O super, będę wolontariuszką! A potem telefon: Przykro nam, nie ma już wolnych miejsc...
Po drugie, w przyszłym roku chcę wziąć udział w Runmageddonie, ale ponad 100 zł za bieg to dla mnie dość dużo. Ogólnie uważam, że nie jest to zbyt wysoka cena, biorąc pod uwagę ogrom pracy przy organizacji. Ale dla osoby, która jeszcze nie pracuje i głównym jej źródłem dochodów są rodzice, no cóż, to sporo. Dlaczego o tym piszę? Bo wolontariat oznacza też wybrany start za darmo.
Po trzecie, były wakacje, fajnie byłoby zrobić coś nowego. Tym bardziej, że wypadł mi jeden wyjazd i do końca sierpnia i tak siedziałam w domu.
Tak więc razem z Hanią i Moniką zapisałyśmy się na trzy dni. Piątek i dwa dni zawodów, czyli sobota i niedziela.
20 i 21 sierpnia nad Zalewem Bardowskiego odbył się warszawski Runmageddon. Mogę z radością oznajmić, że również ja pomogłam w organizacji biegu. Jak? Ano byłam wolontariuszką. Organizatorzy obiecują: BĘDZIE PIEKŁO! Zobaczmy więc, czy było.
Najpierw kilka słów o tym, skąd się wziął w ogóle taki pomysł.
Po pierwsze, zawsze chciałam pomóc przy jakimś biegu, ale zawsze ogarniałam się za późno.
Przykład: maraton.
O super, będę wolontariuszką! A potem telefon: Przykro nam, nie ma już wolnych miejsc...
Po drugie, w przyszłym roku chcę wziąć udział w Runmageddonie, ale ponad 100 zł za bieg to dla mnie dość dużo. Ogólnie uważam, że nie jest to zbyt wysoka cena, biorąc pod uwagę ogrom pracy przy organizacji. Ale dla osoby, która jeszcze nie pracuje i głównym jej źródłem dochodów są rodzice, no cóż, to sporo. Dlaczego o tym piszę? Bo wolontariat oznacza też wybrany start za darmo.
Po trzecie, były wakacje, fajnie byłoby zrobić coś nowego. Tym bardziej, że wypadł mi jeden wyjazd i do końca sierpnia i tak siedziałam w domu.
Tak więc razem z Hanią i Moniką zapisałyśmy się na trzy dni. Piątek i dwa dni zawodów, czyli sobota i niedziela.
poniedziałek, 5 września 2016
Podsumowanie sierpnia
Podsumowanie sierpnia
Sierpień był miesiącem odpoczynku od zaplanowanych treningów. Ćwiczyłam kiedy mogłam i kiedy miałam ochotę. I o dziwo wcale nie było tego mało ;)
W pierwszym tygodniu było jedno bieganie i dwa wyjazdy na rower. Rekreacyjnie, w towarzystwie.
Sierpień był miesiącem odpoczynku od zaplanowanych treningów. Ćwiczyłam kiedy mogłam i kiedy miałam ochotę. I o dziwo wcale nie było tego mało ;)
W pierwszym tygodniu było jedno bieganie i dwa wyjazdy na rower. Rekreacyjnie, w towarzystwie.